Wywiad z Kamilem Kubikiem i Przemysławem Ostaszewskim
Pracownia Zmiany:
Zaczniemy od pytania, które jest raczej osobistym testem estetycznym. Kamilu, Przemku, macie jakieś “ulubione” miejsca w Polsce, w których reklamy i szyldy zupełnie wymknęły się spod kontroli?
Przemek Ostaszewski:
Cała aglomeracja warszawska! Dla mnie numerem jeden jest warszawska Cepelia – cudowny modernistyczny pawilon w samym centrum miasta, który najpierw oszpecono budżetowymi modyfikacjami, a na koniec oklejono reklamami, pod którymi zupełnie zniknął na niemal trzy dekady. Na szczęście po niedawnym remoncie odzyskał dawny blask. Mam też inne miejsca: budynek-reklama przy ul. Grochowskiej 332, Bazar Różyckiego, Stare miasto, Pruszków, Otwock… Trudne się wylosowało, moja lista jest bardzo długa!
Kamil Kubik:
U mnie sprawa jest podobna. W Kielcach, na ulicy Sienkiewicza, mamy budynek PRL-owski, który przez lata był oklejony reklamami. Choć to zaniedbanie, to przykład typowy dla mniejszych miast. Takie miejsca, z pomieszanymi różnymi stylami i formami reklam, niestety wciąż dominują naszą przestrzeń.
Pracownia Zmiany:
Często w dyskusji pojawia się wątek, że „ładne szyldy to problem bogatych miast” – mniejsze miejscowości mają inne priorytety. Jak odniesiecie się do tego argumentu?
Przemek Ostaszewski:
To mit. Właśnie w mniejszych miastach uporządkowanie przestrzeni może dać najbardziej spektakularne efekty. Weźmy przykład Nowego Sącza, gdzie uporządkowanie przestrzeni, a zwłaszcza uregulowanie reklam pomogło poprawić postrzeganie miasta i wizerunek lokalnych biznesów. Estetyka przyciąga ludzi, bez względu na to, czy żyją w metropolii, czy w małej miejscowości. To kwestia zarządzania przestrzenią, a nie zasobów finansowych.
Kamil Kubik:
Otóż to! Tak jak mówi Przemek: mniejsze miasta mogą wręcz zyskać na takim porządku, bo przestrzeń jest mniej zagęszczona. Dobrze zaprojektowane szyldy i reklamy mogą zdziałać cuda.
Pracownia Zmiany:
Zgodziliście się, że problem z przestrzenią reklamową jest szeroki, ale jak oceniacie skuteczność uchwał krajobrazowych? Przecież w niektórych miastach zmiany są widoczne, a w innych sprawy utknęły w sądach…
Kamil Kubik:
W miastach, gdzie uchwały weszły w życie, efekty są zdecydowanie zauważalne. Gdynia, Poznań, Kraków – to miasta, w których widać różnicę. W Warszawie natomiast, mimo prób, nie mamy tego samego efektu.
Przemek Ostaszewski:
Dokładnie. W miejscach takich jak Warszawa, gdzie przyjęcie regulacji jest odsuwane w czasie, sytuacja jest tragiczna. Problemem jest silne lobby reklamowe ale też rozgrywki polityczne. Do tego mamy zbyt niskie kary, przez co w miejsce jednej usuniętej reklamy pojawiają się dwie kolejne. Bez uchwały to walka z wiatrakami.
Pracownia Zmiany:
Wielu przedsiębiorców początkowo sprzeciwia się regulacjom dotyczącym reklamy, ale później przyznaje, że te zmiany wpłynęły na poprawę ich działalności. Czy spotkaliście się z takimi przykładami?
Kamil Kubik:
Tak, w każdym mieście, które wprowadziło uchwałę, pojawiają się takie historie. W Gdańsku, podobnie jak w innych miejscach, przedsiębiorcy początkowo byli przeciwni, a dziś przyznają, że te zmiany naprawdę im pomogły. Zdecydowanie poprawił się wizerunek ich firm, a uporządkowana przestrzeń przyciąga klientów.
Pracownia Zmiany:
A gdybyście mieli wskazać jeden szyld, który jest Waszym absolutnie ulubionym przykładem?
Przemek Ostaszewski:
Dla mnie to szyld sklepu „Kalinka” przy ul. Siennickiej w Warszawie. To rodzinna firma, która od lat prowadzi sklep z farbami. Szyld po przeprojektowaniu w 2019 r. z nijakiego stał się ikoniczny – wygląda jakby był tam od zawsze. Za tą znakomitą metamorfozą stoi studio Traffic Design. To żywy dowód na to, że warto inwestować w estetykę.
Kamil Kubik:
Zgadza się, to świetny przykład. Ja lubię takie szyldy, które harmonizują z otoczeniem. Choć jestem zwolennikiem klasycznych rozwiązań, to szyldy w nowoczesnym wydaniu, które wpisują się w estetykę miasta, zawsze mnie zachwycają. Prace Traffic Design są w tym zakresie naprawdę imponujące.
Pracownia Zmiany:
Na zakończenie – wyobraźmy sobie polskie miasta za 30 lat. Czy wciąż będziemy potrzebować uchwał krajobrazowych, czy może dojrzejemy do tego, by ład przestrzenny stał się normą?
Kamil Kubik:
Wierzę, że za trzydzieści lat Polacy będą już bardziej świadomi potrzeby dbania o przestrzeń. W krajach skandynawskich, czy w Holandii, ludzie nie potrzebują uchwał, bo przestrzeń jest traktowana z szacunkiem. U nas, aby osiągnąć taki poziom, musimy zacząć od edukacji – w szkołach, w administracji, ale także w codziennych interakcjach z przestrzenią.
Przemek Ostaszewski:
Edukacja młodego pokolenia, ale też pracowników administracji to klucz do zmiany mentalności i postrzegania przestrzeni publicznej z dominującego obecnie „wspólne, czyli niczyje” na „wspólne, czyli nasze”. Jeśli chcemy, żeby wygląd polskich ulic za trzydzieści lat nie był już przedmiotem memów, pracę musimy zacząć już teraz.